Zadłużanie się u inwestorów i bankierów stało się idealnym sposobem na finansowanie swojego rozwoju – budowę nowej linii produkcyjnej czy zamówienie dzięsieciu nowych wozów transportowych dla firmy. Wszystko to w skali makro oznacza miliony a niekiedy miliardy złotych – gdy do inwestycji przystępuje firma notowana na giełdzie, jej rozwój i podnoszenie konkurencyjności nie kończy się na kilku prostych wydatkach. W przypadku zwykłych gospodarstw domowych zadłużenie nie może osiągnąć takiej wysokości, ale dla przeciętnej rodziny nawet sto tysięcy kredytu do spłacenia to w przypadku bezrobocia jej żywicieli problem nie do przeskoczenia.
Nie dziwi więc, że w okresie recesji sporo mówi się nie tylko o problemach lokalnych firm, które poniekąd na własne życzenie wpadły w zadłużenie, ale sporo miejsca poświęca się przede wszystkim zwykłym zjadaczom chleba, którzy tracąc swoją i tak nieciekawą na co dzień pracę, stracili szanse na spłacenie wszystkich rat i codziennych kosztów utrzymania, trafiając ostatecznie na bruk.